Archiwum

MGŁA

Jest rok 1944. Późna jesień. Za oknem hula wiatr i tańczą kolorowe liście, już ostatnie. Lada chwila przyjdzie zima. Tylko patrzeć, jak spadnie biały puch.

 

 

Ale Ciebie to wcale nie cieszy. Dlaczego? Przecież chciałeś wyjechać z domu, ze swojej miejscowości, ku – jak to mówiłeś – „lepszemu światu”. Więc dlaczego teraz nie cieszysz się z tego, że Niemcy zapewniają Ci wyjazd, pracę, właśnie ten lepszy świat? A do tego pozwalają Ci zabrać całą Twoją rodzinę!

 

Do bydlęcych wagonów.

 

Jesteś dziwny. Raz mówisz tak, a raz nie. Zastanów się wreszcie. Pakujesz się Ty i cała Twoja rodzina. Podejrzewasz, że już tu nie wrócisz, więc zabierasz to, co masz najlepszego. Razem z teściem wyrywasz deski z podłogi – tam, gdzie były schowki na kosztowności. Już wszyscy gotowi, ale Tobie dalej coś nie pasuje.

 

Wszyscy się cieszą z wyjazdu, a Ty mówisz, że masz jakieś złe przeczucia. Co może się stać? Sam nie wiesz, ale coś czujesz. Nikt nie narzeka, tylko Ty. Wreszcie uspokoiłeś się trochę. Dobrze, że Twoja żona wie, jak Cię udobruchać i uśpić Twoje nerwy. Kocha Cię.

 

Jest zimno i wieje wiatr, a Ty z całym swoim dorobkiem i rodziną stoisz na stacji kolejowej. Niepokoi Cię to, że widzisz tak dużo osób i tylko jeden pociąg, do tego bydlęce wagony. Nic nie mówisz, żeby nie denerwować żony, syna i teściów. Wiadomo – kobieta zacznie panikować, dziecko się rozpłacze, a starsi ludzie zaczną się modlić.

 

W sumie to modlitwa jest Wam teraz bardzo potrzebna. Sam modlisz się do Najświętszej Panienki, żeby wszystko się udało. Z letargu wyrywa Cię przeszywający odgłos gwizdka i wykrzyczane polecenie: „Wsiadać!”. Wchodzisz do wagonu i nie widzisz siedzeń, nie ma też okien ani przejścia do drugiego wagonu.

 

Robi się coraz goręcej.

 

Ogarnia Cię strach i widzisz przerażoną minę żony. Przytulasz ją mocno, bo widzisz, jak się wystraszyła. Syn nigdy nie jechał pociągiem – ma 4 lata, więc nic go nie dziwi i jest nawet podniecony całą tą sytuacją związaną z wyjazdem. Jedynymi optymistami w Twoim otoczeniu są teściowie, którzy twierdzą, że i tak jest dobrze.

 

Jest już bardzo ciasno, ale dalej każą ludziom wsiadać. Trzymasz mocno swój bagaż i całujesz w czoło wtuloną w siebie żonę. Twoja teściowa przytula swojego wnuczka i kurczowo trzyma za rękę teścia. Wreszcie ludzie przestają wsiadać.

 

Nie macie czym oddychać. Robi się coraz goręcej. Ściągasz płaszcz i kładziesz go na bagażu. Twoja żona robi to samo. Zaczynacie po cichu rozmawiać. Pytasz, jak się czuje, a ona odpowiada, że nie wie, co się dzieje i to ją przeraża. Zaczyna cicho łkać. Na szczęście ma w Tobie oparcie.

 

Synek skarży się, że chce mu się siku. W końcu zaczyna płakać, że boli go brzuszek. Nie jest jedynym płaczącym dzieckiem w tym wagonie, ani jedynym człowiekiem, który ma potrzebę. W końcu nie wytrzymuje i robi siku w spodnie. Płacze.

 

Z żoną na rękach.

 

Mija noc. I dzień. I noc. I dzień. Jest noc. Słyszysz przeraźliwy płacz jakiejś kobiety. Nie dziwisz się jej. Trzyma na rękach swoje sztywne już dziecko. Twoja żona wtula w siebie ciepłego jeszcze synka. Wszyscy, którzy mieli potrzebę, załatwili ją w wagonie.

 

W nocy na jednym z postojów polali Was wodą. Zlizaliście krople z desek i staliście dalej. Jesteś wyczerpany fizycznie i psychicznie. Zresztą nie tylko Ty. Nie płaczesz, by pokazać swojemu pierworodnemu, że jesteś godną podziwu głową rodziny. Długo tak jednak nie pociągniesz. Wiesz o tym, Mój Drogi. Zastanawiasz się, gdzie jedziesz. Nie dowiesz się, dopóki nie dojedziesz – uwierz mi.

 

Mocne szarpnięcie i pociąg stoi. Wszyscy czekają, aż zbawienne kropelki pojawią się na deskach. Słyszycie niemieckie krzyki. Po chwili ktoś otwiera wagon. Silne uderzenie wieczornego powietrza przyprawia Cię o zawrót głowy. Szok. Twoja żona omdlała i syn się wystraszył. Zaczął płakać, ale nie miałeś jak się nim zająć.

 

Wziąłeś żonę i torby na ręce. Teściowie pilnowali swoich bagaży i wnuka. Wychodzicie z wagonu. Jesteś podekscytowany, ale nieco zaniepokojony. Jest już prawie noc. Nic nie widzisz dokładnie. Nagle Twoja żona się budzi i patrzy na Ciebie wyczerpanym wzrokiem. Wreszcie możesz ją postawić na ziemi. Jeszcze dwie minuty i sam padłbyś z nóg z wyczerpania.

 

Gdzie jest ten lepszy świat?

 

Stoicie w jednej gromadce, ale nie trwa to długo. Widzisz trzech mężczyzn w białych fartuchach. Coś pokazują palcem i zapisują szybko. Niemieccy żołnierze zabierają Wam bagaże i mówią, że po kąpieli zostaną Wam one zwrócone. Oddajesz im wszystko, co masz, bo przecież oni zapewnią Ci lepsze życie.

 

Po chwili rozdzielają Cię z żoną, synem i teściami. Tłumaczą to tym, że kobiety, dzieci i osoby starsze powinny pierwsze się wykąpać po podróży, powinny pierwsze zjeść i pójść na konsultację z lekarzem. To Cię uspokaja. Przytulasz żonę i syna wierząc, że już tej nocy będziecie spokojnie spać w Waszym nowym mieszkaniu. Bez obaw oddajesz Ich w ręce swoich wybawców.

 

Podchodzą do Ciebie lekarze i po polsku rozmawiają między sobą. Stwierdzają, że nadajesz się do pracy i jesteś w pełni zdrowy, tylko lekko zmęczony po podróży. Cieszysz się, że tak mówią, bo to oznacza, że dostaniesz dobrą pracę. Jesteś w siódmym niebie. Prowadzą Ciebie i Twoich towarzyszy do jakiegoś budynku. Tam dostajecie po kawałku chleba i każą Wam iść spać.

 

Wszyscy jesteście okropnie zdziwieni. Gdzie są Wasze rodziny? Gdzie są Wasze bagaże? Gdzie jest ten lepszy świat? Zaczynacie krzyczeć, walić w drzwi i kląć. Powoli domyślacie się, co się stało. Wtedy jeden z żołnierzy wydziera jednego z Was i dla przykładu, pod drzwiami, strzela mu w głowę. Przez mały otwór wszystko widzisz.

 

Poszli do kąpieli.

 

Jesteście zdezorientowani i nikt nic nie mówi. Jecie, by mieć siłę i kładziecie się – każdy na swoim kawałku siennika. Nie możesz spać. Płaczesz. Wyjesz jak wilk. Zastanawiasz się, gdzie są Twoi najbliżsi. Chcesz wiedzieć?

 

Twoja rodzina w pełni nieświadoma szła powoli ku budynkom, w których znajdowały się kabiny prysznicowe. Prowadzili ich Polacy, którzy zachowywali się bardzo kulturalnie, a jeden z nich nawet rozmawiał  z Twoim synkiem. W końcu doszli do ,,celu”. Zostali podzieleni na grupy i spokojnie czekali.

 

Twoja żona miała szczęście. Razem z synem i rodzicami została wytypowana do pierwszej grupy. Jako pierwsi się wykąpią, najedzą i – w ich przekonaniu – dołączą do Ciebie. Jeden z ludzi spokojnym głosem każe się wszystkim rozebrać do naga i zabrać ze sobą numerek z haczyka, by po kąpieli móc odzyskać  ubranie. Większość czuje się skrępowana, ale widząc, że niektóre osoby się rozbierają, idą w ich ślady.

 

Twoja żona bierze Waszego synka za rękę i wchodzą do kabiny. Widzą prysznice i myślą, że zaraz poleje się z nich woda. Stojąc w dość dużym ścisku czekają, aż ktoś ją odkręci. Ale tak się nie stanie. Nagle słyszą pisk i widzą, jak powoli unosi się jakiś dziwny dym. Wszyscy zaczynają panikować.

 

Zabójcza mgła.

 

Odsuwają się od dymu depcząc innych. Próbują otworzyć drzwi. Krzyczą. Płaczą. Piszczą. To na nic. Nikt nie otwiera – nawet Polak, z którym zakolegował się Twój synek. Dym jest coraz bliżej. Tak jak poranna mgła unosi się nad polami, tak ten dym ogarnia to pomieszczenie.

 

Twoja żona widząc, że ludzie padają gdy tylko dym ich ,,dotknie”, unosi Waszego syna nad głowę. Ostatkami sił trzyma mocno małego synka płaczącego z przerażenia. A ten krzyczy ,,Mamo! Mamusiu! Mamuś! Ratuj!”. I tak też Twoja żona robi. Ratuje.

 

Nagle ktoś upada pod jej nogi. Schyla małą główkę i widzi swoją matkę w ostatnich tchnieniach. Chciałaby ją objąć. Ale nie może, bo trzyma syna wysoko w górze. Płacze i łka. I wtedy dym ogarnia jej nozdrza. Zaczyna się dusić, kaszleć – powoli umiera. Upada na podłogę. Na nią spada Twój syn. Jej syn. Wasz syn. Martwy.

 

Po kilku minutach drzwi się otwierają. Nikt jednak nie wstaje i nikt nie cieszy się z kąpieli. Nikt nie zabiera swoich ubrań z haczyka o jego numerku. Nikt nic nie mówi. Bo nikt nie oddycha. Wszyscy są już sztywni. I tylko ta mgła unosi się jeszcze wysoko nad budynkiem.

 

Czujesz obecność Swoich Najbliższych.

 

Mężczyźni wyciągają ciała Twojej rodziny. Mają z tym pewien problem. A szczególnie z Twoją żoną i synkiem, którzy w chwili śmierci spletli się z w mocnym uścisku i tak już zostali. A kiedy ich martwe ciała zesztywniały, mężczyźni musieli się natrudzić, by je rozdzielić. Gdy już im się to udało, rzucili ciała na coś w rodzaju wózka i przetransportowali do innego pomieszczenia.

 

Chcesz słuchać dalej, czy mam przestać mówić? A więc mówię.

 

W tym drugim budynku są duże piece. Nie do pieczenia chleba – uwierz. Wsadzają do środka pieca Twoją żonę i Twojego syna. I wiele innych osób. Piec jest już rozgrzany – pracował cały dzień i będzie pracował jeszcze bardzo długo. Ciała Twojej rodziny zaczynają się palić. Palą się włosy, skóra, piękna twarz Twojej żony i niewinna buźka synka.

 

Lecz Twoi bliscy jak na złość dalej sprawiają pracującym tam mężczyznom kłopot. Otóż niektóre kości nie spaliły się w piecu i teraz właśnie ci mężczyźni będą musieli je rozkruszyć dużym młotkiem. To nie ich wina i nie miej im tego za złe. Jechali ku lepszemu światu – tak jak Ty. Stracili rodziny i dobytek  – tak samo jak Ty. Cierpią i płaczą nocami choć są silni – tak jak Ty.

 

Kiedy już rozkruszyli te kości, to pozbierali wszystkie prochy i wrzucili je do pobliskiej rzeki. Lecz wiatr przywiał je ku Tobie. Byś mógł poczuć obecność Swoich Najbliższych. Czujesz ją właśnie teraz. Zamykasz oczy i widzisz uśmiechniętą żonę i bawiącego się syna. Zasypiasz.

 

***

 

A ja chodzę po terenie Muzeum Auschwitz-Birkenau, ponad pół wieku po tych wydarzeniach. Myślę o Tobie i Twojej rodzinie. O tragedii, którą przeżyłeś. Depczę po prochach Twoich Najbliższych.

 

Przepraszam…

 

Paulina Lisze