Archiwum

„Nie chce mi się gadać z politykami”

Filozof, dziennikarz, znakomity scrabblista… to tylko kilka słów opisujących Grzegorza Miecugowa. Więcej o Nim dowiecie się w wywiadzie, w którym opowiada m.in. o swoich armeńskich korzeniach, jak również wizji jesiennych wyborów prezydenckich. Wywiad przeprowadzili dla Was Olga Kamińska i Wojtek Zeńko z portalu YouthVoice.pl

YouthVoice.pl: Filozofia czy dziennikarstwo?

Grzegorz Miecugow: Jedno i drugie. Tzn. jedno nie przeczy drugiemu. Poszedłem na filozofię, dlatego że nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić. Uznałem, że filozofia nie zamyka wielu drzwi. Co prawda są zawody, których po filozofii na pewno nie może się wykonywać. Na pewno nie można budować mostów czy zostać chirurgiem, ale w tej sferze, w której się obracałem, uważałem, że zostawiam taki margines na zastanowienie się, czy chce zostać na uczelni, czy pracować w jakimś innym raczej wolnym zawodzie. Trafiło się dziennikarstwo i tak się stało.

YouthVoice.pl: Nie miał Pan od początku takiej myśli?

G. M.: Ja powiem więcej, ja jestem z Krakowa. Mój tata był bardzo znanym człowiekiem prasy. Pracował w Dzienniku Polskim, pisywał felietony. Był osobą rozpoznawalną w Krakowie. Ponieważ nazwisko mamy rzadkie, to wszyscy zawsze mnie pytali, czy jestem synem Brunona. Jak mnie zapytała moja nauczycielka polskiego: co Ty właściwie chcesz Grzegorz w życiu robić? To odpowiedziałem, że dziennikarzem nie chce być. Dobrze to przynajmniej wiemy, czego nie chcesz. A co chcesz? A ja mówiłem, że po prostu nie wiem Pani Profesor i ona powiedziała mi, żebym poszedł na filozofię.

YouthVoice.pl: A co do nazwiska, to prawda, że ma Pan armeńskie korzenie?

G. M.: Tak. To jest bardzo skomplikowana i zawiła historia. Notabene w dobrym czasie mnie o to pytacie, ponieważ jestem na etapie tworzenia drzewa genealogiczne. Na razie sięgnąłem do przodka urodzonego w 1792 roku, czyli dosyć dawno. Nazywał się Ogulewicz. Jego wnuk miał interesy na Kaukazie. Był to czas przełomów wieków, to wtedy rodziło się zapotrzebowanie na ropę naftową. Mój pradziad miał tam swoje szyby, w Tibilisi. Założył tam rodzinę, notabene drugą. Jedną rodzinę miał tu, w Polsce, pod Łodzią, a tam miał rodzinę nieformalną. Moja prababcia nazywała się Miecugiamin. Była też z dziwnego małżeństwa, dlatego że Ormianie i Gruzini bardzo się lubią. Ona miała ojca Ormianina, a matkę Gruzinkę. Mieszkali w Tibilisi. Moja prababka miała dwóch synów, nazywali się Leon i Eugeniusz Miecugianin. Potem była rewolucja październikowa. Mój dziadek uciekł do Polski, z resztą z bratem, którego też tutaj ściągnął i tu ich zruszczyli na Miecugow.

YouthVoice.pl: Czyli interesuje się Pan historią swoich przodków?

G. M.: Tak, bardzo się interesuję. Uważam, że nasze ziemie są pod tym względem nieszczęśliwe. Tzn. tyle się przetaczało wojen i zawieruch, że mało kto wie, kim był jego pradziadek. Dla mnie jest to po prostu ciekawe, bo nie ma tych pamiątek po tych ludziach. Próbuję się dowiedzieć, że ten był jakimś prawnikiem, ten właśnie miał te szyby, próbuje sobie to wszystko odbudować, zastanowić się jak oni żyli.

YouthVoice.pl: Teraz wśród młodych ludzi nie zauważa się tego, nie interesują się historią, nie wiedzą nic o swoich przodkach…

G. M.: Myślę, że to przychodzi z wiekiem, takie zainteresowanie i taki sentyment. Jakbyśmy policzyli, macie Państwo dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków, szesnaścioro prapradziadków. Jeśli dojedziemy do 11 pokolenia, to okaże się, że macie 230 przodków. Jak dojedziemy do 20 pokolenia wstecz, co nie jest tak strasznie daleko, to to już liczymy w milionach. Wszyscy jesteśmy braćmi.

YouthVoice.pl: A co do sentymentów, zamierza Pan wrócić do Krakowa?

G. M.: Jednak za bardzo wsiąkłem w to życie, tam mam prace w Warszawie. Nie myślę o emeryturze w ogóle. Chciałbym pracować jak najdłużej, bo do mojej pracy potrzebna jest działająca głowa. Mam nadzieje, że będzie działa długo. Nie chciałbym skapcanieć tak, żeby mi się nic nie chciało. Mnie się ciągle chce. Może jak będę bardzo bogaty, to kupie sobie mieszkanie na starówce i będę na weekendy przyjeżdżał.

YouthVoice.pl: Jak udało się Panu przywrócić do TVN24 misyjny program Inny Punkt Widzenia?

G. M.: Udało się. Zaprotestowałem. Powiedziałem mojemu prezesowi, Adamowi, że nie chcę mi się gadać z politykami. Zróbmy tak, że np. dajmy ten program trochę później (miałem porannego gościa o 9.15) tak, żeby np. to nie było w ranku tylko na koniec ranka. Tak, abym miał rozmowę, ale nie z politykami. Adam zaczął nad tym myśleć, a potem zadzwonił do mnie i mówi, że może po prostu przywrócimy Inny Punkt Widzenia. Nie do końca było tak, że ktoś mi ten program zdjął. Jak go nagrywałem, planowałem go na rok, a był 3 lata. Sam uznałem, że drepcze w kółko, łapie się na tym, że zadaje w kółko te same pytania. Zaproponowałem, że mogę robić tak od święta. Przez cały rok robiłem jeszcze właśnie jakieś święta. Potem w listopadzie, dwa lata temu, już stacja nie chciała na święta. Były jakieś dziwne święta, że było 9 wolnych dni, jeden po drugim. Trudno było wybrać, który to dzień i tak to umarło. Wraca teraz, bo chyba pojawiło się jakieś znudzenie polityką. Może warto porozmawiać o innych rzeczach.

YouthVoice.pl: To nie jest dołujące być dziennikarzem politycznym?

G. M.: Nie, bardzo lubię politykę. Ona mnie interesuje, tylko w dzisiejszej rzeczywistości zeszła do poziomu strasznej przewidywalnej, a w dodatku jest zamknięta. PO i PIS podzieliły się sceną polityczną. Są przeciwnego zdania na każdy temat, na każdy nawet najbardziej durny. Kłócą się o rzeczy najmniej istotne i to jest rzeczywiście nudzące. Generalnie polityka nie jest nudna, mówienie o funkcjonowaniu społecznym, o budowaniu więzi społecznych, o budowanie naszej przestrzeni wokół nas. To wszystko też jest polityką tylko, że rzadko uprawianą.

YouthVoice.pl: PO mówi nie tylko dlatego, że PIS mówi tak, albo odwrotnie. Jak Pan widzi przyszłość tego wszystkiego?

G. M.: Rozlecą się te partie. Rozlecą się, bo niestety nie ma w tej chwili pozytywnej drogi tzn. trudno mi sobie wyobrazić, że pojawia się partia rozsądnych ludzi i zdobywa jakąś popularność. Polityka jest w duże mierze towarem. Towar tzn., że trzeba go wyeksponować, dać mu opakowanie, czyli billboardy, reklamy, pieniądze. Partie, które są na rynku, dostają pieniądze, a te, które nie są na rynku, nie mają skąd ich wziąć. Jest to wszystko tak ułożone, że nie wolno brać od kogoś z zewnątrz. Piskorski próbował zrobić partię, która ma pieniądze i jakoś ją rozruszać. Piskorski jest obciążeniem, dlatego że ma trochę zabazgraną przeszłość jako polityk. Jest bogaty, wszedł w posiadanie jakichś pieniędzy w sposób nie do końca czysty, a tłumaczenie, że zdobył fundusze w kasynie, kupy się niestety nie trzyma.

YouthVoice.pl: A jak Pan typuje tegoroczne wybory prezydenckie?

G. M.: Czeka nas dużo niespodzianek. Wydaje mi się, że Donald Tusk nie wystartuje, co spowoduje zwiększenie szans Lecha Kaczyńskiego, ożywienie się Pana Cimoszewicza i wzrost niepewności co do wyniku. Obawiam się, że kampania będzie brutalna, bardzo osobista, bardzo rynsztokowa — w takim to kierunki niestety idzie.

YouthVoice.pl: Dziękujemy za rozmowę.
G. M.: Dziękuję.

Olga Kamińska, Wojtek Zeńko,

referowała Ewelina Jasińska.