Pracowite jesienne popołudnia, czyli warsztaty dziennikarskie w bieszczadzkiej scenerii

„Zaraz jak przyjechałem to zrozumiałem co i jak. Dzieciaki z klas dziennikarskich z I LO z Jarosławia bystre. Anna Godzwoń gania za nimi z mikrofonem, każe robić serwisy. Wojciech Grzędziński wyrzuca z domu w nocy na jakieś „zabawy ze światłem”. Stoją w deszczu i fotografują drzewo – badyl i tak przez godzinę. Michał Tracz i Rafał Babiarz robią z nimi telewizję – kręcili takiego lajfa, że się mostek – niestety dosłownie – załamał.” – pisze Paweł Reszka na swoim facebookowym profilu.

Warsztaty w  Bieszczadach to dla nas stały element jesieni. Atmosferę tworzą jesienne liście, ciepła kawa trzymana w ręku podczas słuchania dziennikarza i ścisk w salonie – białe fotele są wygodne tylko wtedy, kiedy nie trwają warsztaty – w innym wypadku masz jeszcze dwóch towarzyszy – to musi zbliżać. Podczas tych czterech dni chłonęliśmy wiedzę, anegdoty, rady i wskazówki. Usłyszeliśmy, że cztery dni  warsztatów nie zrobią z nas dziennikarzy. Jednak to praktyka rozwija najbardziej – a tej nie zabrakło.

W dniach 20 – 23 października braliśmy udział w warsztatach dziennikarskich. Do Przysłupia w Bieszczadach przyjechaliśmy grupą składającą się z trzech klas dziennikarskich. Gościliśmy  Annę Godzwon – byłą  szefową Polskiego Radia 24, Michała Tracza – reportera TVN-u  24, Wojciecha Grzędzińskiego – fotografa i Pawła Reszkę – dziennikarza Tygodnika Powszechnego. Warsztaty zorganizowała Profesor Danuta Matusz. Opiekunkami były także Profesor Marzena Gil oraz Profesor Elżbieta Łambucka.

Pierwszego dnia ruszyliśmy w góry na stromą, jesienną Połoninę Wetlińską. Dziennikarze przyjechali i rozpoczęły się warsztaty. Umościliśmy się wygodnie (lub nie) i słuchaliśmy. Na początek rozmowa. Kolejne trzy dni były wypełnione intensywną pracą. Pracowaliśmy klasami, zajęcia odbywały się równolegle, często w podziałach na podgrupy.

Anna Godzwon, jako wieloletnia pracowniczka Informacyjnej Agencji Radiowej i była szefowa Polskiego Radia 24, zajmowała się naszym głosem. Usłyszeliśmy szereg ciekawych  historii, np. co zrobić, kiedy prezydent w wywiadzie podaje newsa, a okazuje się, że są problemy techniczne. Gdy pod koniec byliśmy już lekko zmęczeni słuchaniem, ożywiliśmy się głośnym, energicznym „arra, orro, erre, irri, yrry”- bo wtedy nadszedł czas na rozluźnianie aparatu mowy. Było też miejsce na tematyczne łamańce językowe: „Tracz tarł tarcicę tak…”. Praca nad dykcją nie miała przerw – każdego wieczora śpiewaliśmy przy akompaniamencie gitary m. in. „już w was swoje szpony porwał szmal”. Potem w grupach pracowaliśmy nad serwisem radiowym – był wydawca, prowadzący i reporterzy. Robiliśmy to sprawnie – czasu nie było dużo. Po nagraniu każdego z serwisów był czas na omówienie – uwagi, pochwały, a nawet słowa „puściłabym cię na antenę do swojego radia na czytanie nocnych serwisów” – te słowa to niemałe wyróżnienie i radość. Powstały też audycje radiowe – jedna z nich była pożegnaniem z warsztatami, bo to ostatnie warsztaty trzeciej klasy – stało się melancholijnie, ale nie bez śmiechu.

Warsztaty są dla nas ważne, są kolejnym krokiem i wskazówką, a także weryfikacją naszych predyspozycji i umiejętności. Jesteśmy zbudowani – ktoś usłyszał, że ma newsowy głos, ktoś, że kamera go lubi, ktoś inny, że świetnie organizuje pracę.

 

Michał Tracz opowiadał, że czasem trzeba się spakować w dziesięć minut, bo za godzinę odlatuje samolot do Paryża lub o tym, jak musiał „szyć” (improwizować na żywo na antenie, żeby zapełnić czas) przez piętnaście minut, chociaż relacja przewidziana była na minutę. Poświęcenie, pewność siebie, kreatywność. „Nigdy nie uczcie się na pamięć tego, co chcecie powiedzieć. Macie opowiadać ludziom o danej sytuacji, wtedy na pewno nie zapomnicie tekstu” mówił Michał Tracz o prowadzeniu relacji na żywo. Dzisiaj wiemy, że poranne mycie zębów musi iść równo ze sprawdzaniem informacji. Podstawa pracy dziennikarza to wiedzieć co się dzieje w Polsce i na świecie. Każda z klas zrobiła serwis informacyjny. Dla pierwszej i drugiej klasy była to rzecz absolutnie nowa. Na początek szybki podział pracy. Kto jest reporterem, kto wydawcą i do dzieła.  Bywało, że nagranie nie potrzebowało powtórki, a czasem było to wielokrotne powracanie do tej samej sceny, kiedy prezenterka  próbowała powiedzieć z przejęciem „dramatyczna sytuacja” (czekamy na making off!). Owa sytuacja to atak wilka na reportera (tak, pan Michał był otwarty na nasze absurdalne pomysły). Całość nagrywał pan Rafał Babiarz z Twojej TV.

Kiedy dziennikarz TVN-u 24 opowiadał nam o jednym z wyjazdów swoim magnetycznym głosem, było to jak telewizyjna  relacja. Wszyscy słuchają w skupieniu. „Berek” – słychać. To gdzieś z przodu, poważna pani redaktor Godzwon  rozpoczęła zabawę, a pan Wojtek przekazuję ją do zatłoczonego salonu. „Dzięki” – mówi Michał Tracz.

Pan Wojtek, czyli Wojciech Grzędziński. Na początku  wręczył nam plik kartek – jak mówił, było to kompendium obsługi aparatu – czas naświetlania, przesłona, ISO – wreszcie wiemy co znaczą. Potem sami robimy zdjęcia, każda z grup miała inny temat i inne warunki. Tematy naszych zdjęć to: deszcz, portret, energia, emocje. Skończyło się na wchodzeniu pod prysznic i laniem gorącej wody, by uzyskać parę, skakaniem po strumyku, rozpalaniem ogniska… Cóż… Zaangażowanie było. Wieczorami malowaliśmy światłem – najpierw instrukcja i pokaz, a potem sami – bierzemy aparaty i do roboty! Wojtek mówił „najlepszy aparat to ten, który macie zawsze przy sobie”. Wiele razy podkreślał, że fotograf jest wartością dodaną do zdjęcia – aparat to tylko narzędzie. Opowiadał, że kiedy Krzysztof Penderecki – dostojna postać, współczesny kompozytor – zobaczył jego ponad 40-letni aparat, z chęcią pozował do zdjęć, które potem powiesił na ścianie. Od aparatu ważniejsze są umiejętności fotografa. Otrzymaliśmy wskazówki odnośnie kompozycji zdjęcia, dzięki radom widzieliśmy więcej – u fotografa sposób patrzenia na świat jest nieco inny.

Każdego wieczora były ogniska. Schemat był podobny – znosimy potrzebne rzeczy, smażmy kiełbasę, rozmawiamy, pojawia się gitara, bębenek  i zaczynamy wspólnie śpiewać. To zbliża, poznajemy dziennikarzy, nauczycieli i siebie nawzajem od innej strony – dystans się skraca, a zaangażowanie nie potrzebuje rygoru. Wszystko robimy wspólnie, razem tworząc całość.

Deszcz uderzający o okna, dźwięk gotującej się wody w czajniku, Celina szukająca ręki, która ją pogłaszcze, szum rozmów, wybuchy śmiechu, przepychanki o wygodne miejsce. Cały ten rozgardiasz powoli się uspokaja, skupienie wypełnia oczy każdego z nas, a uszy wyczulają się na nowy głos. Na środku salonu pojawia się nasz długo wyczekiwany gość – Paweł Reszka.

W reportażu najważniejsza jest sztuka obserwacji i rozmowy. Historia ma być naszym celem, ale nie za wszelką cenę. „Jeżeli mój tekst miałyby kogoś skrzywdzić, to go nie piszę” – mówi Paweł Reszka. A co do historii, które leżą na ulicy – istnieją, trzeba umieć patrzeć, dostrzegać to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Rozmowa? Słuchaj i pamiętaj. Paweł Reszka nie rejestruje wypowiedzi na dyktafonie. Wystarczy własna pamięć, a w kieszeni notes i ołówek. Dlaczego ołówek? „Ach, czego się nie robi dla zainteresowania kobiet”, a poważnie rzecz ujmując, jest po prostu praktyczniejszy. Nasz gość zapewnił nam wiele emocji, od ataków śmiechu przy opowieści o kangurach w podwarszawskiej miejscowości, po szkliste oczy przy historii o trupach żołnierzy w ciężarówce. Dzięki Pawłowi Reszce dowiedzieliśmy się nie tylko jak być rzemieślnikiem ołówka, ale też że praca reportera wiąże się z wieloma historiami zapisanymi na naszym „twardym dysku”. Ta praca nie daje milionowych zarobków, ale daje satysfakcję.

 

Przez te cztery dni mieliśmy do dyspozycji charyzmatycznych dziennikarzy, którzy chętnie i cierpliwie się swoją wiedzą dzielili. Radio, telewizja, fotografia, reportaż – zupełnie odrębne dziedziny. Łączy je wpływ na rzeczywistość, umiejętność rozmowy i zasada „jeśli chcesz mieć lepszy materiał, podejdź bliżej”. Wróciliśmy z Bieszczad trochę niewyspani, lekko wyczerpani (są tacy, którym przyszło stać bez butów w kałuży i tacy, którzy leżeli w mokrych liściach), ale szczęśliwi i zmotywowani do działania.

Dziękujemy.

 

Agata Kontek

Magdalena Mnich

Wiktoria Krzywonos

 

Klasa II B

 

Brak możliwości komentowania.